Wielka miłość. Początek.


Poznaliśmy się w szkole średniej i od początku było to wielkie uczucie. Oboje posiadamy trudne doświadczenia z domów rodzinnych i spotkanie osoby, która dawała poczucie bliskości i ciepła było dla nas obojga czymś nowym i fascynującym. Spędzaliśmy ze sobą niemal cały czas wolny. Nie nudziliśmy się sobą. Dość szybko przyszło przekonanie, że będziemy już zawsze razem. Pary wokół nas przeżywały kłótnie i rozstania, a my trwaliśmy. W oczach znajomych tworzyliśmy wyjątkowo zgodny, udany związek i wróżono nam świetlaną przyszłość. Byliśmy przekonani, że doskonale rozumiemy czym jest miłość. Okazywaliśmy sobie wsparcie i dbaliśmy o siebie wzajemnie. No i przede wszystkim nasz związek opierał się na relacji partnerskiej. W tym wyrażał się nasz wzajemny szacunek. Uważaliśmy że jesteśmy bardzo dojrzali.
Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy z tego, że jesteśmy dwojgiem egoistów, zapętlonych we własnych emocjach i zranieniach. W tamtym czasie było to głęboko ukryte. Czasem dawało o sobie znać, ale przecież potrafiliśmy rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Takie było nasze przekonanie.
Po kilku latach podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu razem.
Właściwie byliśmy już zaręczeni. Jednak oboje wyrastaliśmy w środowisku, w którym nie traktowano małżeństwa jako wartości. Nie mogliśmy liczyć na wsparcie rodziców w pomyśle założenia rodziny. Ulegliśmy przekonaniom wsączanym przez kolorowe pisemka i światłe programy telewizyjne, że sprawdzenie się przed ślubem jest wyrazem mądrości, a sam ślub rzeczą nieistotną, która tak naprawdę niewiele zmienia. Naszym celem było "bycie razem", nauka, praca, dorabianie się i tak zwana realizacja w życiu.
Gdzieś na dnie serca zachował się jednak naturalny instynkt i od czasu do czasu powracał temat ślubu. Kiedy jedno zaczynało o tym mówić, drugie asekuracyjnie "nie czuło się gotowe" i odwrotnie. Wreszcie jednak podjęliśmy tą decyzję.
Mieliśmy oboje po 25 lat i dziesięć lat związku za sobą. W naszym przekonaniu, bardzo udanego.

Komentarze