Idealne małżeństwo?




Czy jako chrześcijańskie małżeństwo staliśmy się parą idealną? Czy nasz dom przypomina cukierkowe obrazki z amerykańskich komedii romantycznych?
Nie, i nawet nie próbujemy tworzyć takiego wizerunku!
Ksiądz Pawlukiewicz powiedział w którymś ze swoich kazań, że tylko wariaci chodzą zawsze uśmiechnięci. I coś w tym jest.
Chrześcijaństwo nie oznacza oderwania od życia. Nie unosimy się stale kilka centymetrów nad ziemią (chociaż czasami, owszem, tak!). Nie znikają w magiczny sposób problemy, troski i trudności.
To, co się zmienia, to sposób ich przeżywania.
Wraz z pogłębiającym się rozpadem naszej więzi, coraz mniej umieliśmy ze sobą rozmawiać, byliśmy dwojgiem osobnych ludzi, z których każde samotnie niosło swój ciężar.
Kiedy narodziliśmy się na nowo w Chrystusie, weszliśmy na zupełnie nowy poziom relacji. Zmienia się optyka i kierunek spojrzenia wędruje z własnej osoby na drugą. Coraz lepiej zaczynamy rozumieć w jaki sposób troszczyć się o nią i zależy nam na tym. Coraz łatwiej przychodzi wybaczać słabości, które wszak każdy bez wyjątku posiada.
Czy chrześcijańskie małżeństwo omijają kryzysy?
Nie. Bardzo rzadko, ale nadal zdarzają nam się burzliwe dni. Nie chodzi o poważny kryzys, który przechodziliśmy przed nawróceniem, ale o naturalne nieporozumienia, czasem przeżywane dość gwałtownie. Szczególnie na tym etapie naszego życia, kiedy mamy jeszcze jednocześnie nastolatki i małe dzieci, trudy i zmęczenie obniżają próg punktu zapalnego ;) Do tego, oboje jesteśmy dość porywczy. Ludzi takich jak my nazywają cholerykami ;) To dość wybuchowa mieszanka, jeśli dodać, że mamy także nadpobudliwe dzieci, w tym trzech synów. Informacja że Rafał jest żołnierzem, osobom domyślnym powinna dopełnić całości. Jego język bywa... barwny.
Włoska rodzina... Uff...
W takim razie jednak, co się właściwie zmieniło?
To, że oboje mamy w sobie wolę dbania o nasz związek.
To, że każde z nas potrafi powiedzieć przepraszam, i nigdy nie zwleka by to zrobić.
Odpowiedzialność.
Uczciwość.
Szczerość.
Prawdomówność.
I prawdziwość.
Wierność.
Zaufanie.
I nade wszystko - cel.
Wspólny cel który nadaje życiu sens. Spełnienie.
Droga do niego jest wielką przygodą. A jednocześnie jest niesamowicie uwalniająca.
Trwamy na niej razem, zwróceni w stronę Prawdy i Piękna. Trwamy modląc się, czerpiąc z Najświętszego Sakramentu, i każdego dnia od nowa podejmując próbę życia Ewangelią.
"Jedni drugich brzemiona noście"... Upadamy. Ale wiemy, że możemy liczyć na swoje miłosierdzie. Tego uczy nas Chrystus. I to ma moc zmiany serca.
Popełniamy błędy i przebaczamy. "Moc bowiem w słabości się doskonali". 
"Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". (Mk 2, 17) Świętość, do której powołany jest każdy chrześcijanin, bywa często mylona ze świętoszkowatością. Chodzenie do kościoła czy modlitwa odczytywana jest jako coś na pokaz, a ponieważ słabości są wpisane w naturę ludzką i trudno ich nie zauważać, ludzie którzy nie rozumieją czym jest chrześcijaństwo chętnie wyciągają wniosek, że to wszystko tylko puste gesty, za którymi nic nie idzie. Tymczasem najwięksi święci byli osobami o trudnych charakterach ;) Świętość to nie, z przeproszeniem, rzyganie tęczą, lecz miłość Boga, która każdego dnia po kawałeczku przemienia serce...

Już dawno oboje zauważyliśmy coś pięknego.Nie tylko ciałem staliśmy się jednością. Nasze myśli także biegną tym samym torem.
Wiele razy dzwonimy do siebie lub piszemy dokładnie w tym samym momencie, kiedy drugie miało zamiar zrobić to samo
Bardzo często podczas rozmowy wystarcza, że tylko zaczynamy myśl, bo okazuje się, że drugie myślało dokładnie o tym samym i w ten sam sposób. Jedno zaczyna, drugie kończy. Nie trzeba szczegółowo wszystkiego tłumaczyć. Czasem wystarczy spojrzenie, by rozmowa była już właściwie zbyteczna.
Jedność.

Komentarze