Jezus. Pierwsze spotkanie



Nigdy nie byliśmy religijni. W naszych domach nie było wiary. Wiele osób wynosi z domów doświadczenie niedzielnej Mszy Świętej, podstawowych tzw. praktyk, w naszym przypadku nie było nawet tego. Tym bardziej nie mieliśmy nigdy żadnej styczności z żywą wiarą. Bóg był pojęciem abstrakcyjnym, odległym, a Kościół postrzegaliśmy stereotypowo jako obłudną instytucję. Żyliśmy więc bez Boga, nieświadomi jak wielkie spustoszenie rodzi w nas każdy dzień takiego życia. Boże prawo (pomijając fakt że niespecjalnie je znaliśmy) wydawało nam się nielogiczne i opresyjne. Nigdy nie myśleliśmy o nim jako o pomyśle stworzonym dla umożliwienia ludziom przeżywania życia w pełni i prawdziwym szczęściu. To co proponował świat wydawało nam się dobre i to realizowaliśmy. Nie zastanawialiśmy się nad tym, dlaczego tak często to nie działa. Skąd te wyrwy i pęknięcia w naszej relacji? Co jest nie tak?
Pewnego dnia wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko.

KarolinaDoświadczyłam Spotkania. Dotknięcia. Dziś wiem, że zostałam napełniona Duchem Świętym; wtedy nie umiałam tego nazwać, wiedziałam tylko że doświadczyłam obecności Bożej i nie miałam najmniejszych wątpliwości że było to prawdziwe. Moje zaskoczenie osoby niewierzącej, nawet nie zainteresowanej Kościołem, było nie do opisania. Spotkałam żywego Boga i było to doświadczenie takiej Mocy, że przez kolejne lata nigdy, w żadnej sytuacji nie zwątpiłam już że On jest. Byłam oszołomiona. Zachwycona. Oczywiście, następnie pojawiło się pragnienie dowiedzenia się o Nim czegoś więcej. Szukanie innych ludzi, którzy mogliby mi o Nim opowiedzieć. Wspólnoty. Tak rozpoczęła się moja kręta droga poszukiwań. Ponieważ moja wiedza o Kościele Katolickim była zerowa i bazowałam na stereotypach, od początku wykluczyłam tą ścieżkę ( "do czarnych nie pójdę" ;)). Zaczęłam szukać innych wspólnot chrześcijańskich i tak zaczęła się moja przygoda z protestantami. Ten romans trwał parę lat. Jednak Pan Bóg miał wobec mnie inne plany. Kiedy mam opowiedzieć jak to się stało, że zaczęłam się zbliżać do Kościoła Katolickiego, stwierdzam zawsze że nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Raz czy drugi znalazłam się na Mszy Świętej, ponieważ nie mogłam zdążyć na niedzielne nabożeństwo w zborze. Niemal wszystko mnie raziło, a jednak od czasu do czasu na niej się pojawiałam. Bywały dłuższe przerwy, bywały okresy kiedy przychodziłam każdej niedzieli. Nie rozumiałam do końca co we mnie zachodzi. Wszystko się we mnie buntowało przeciw temu co widziałam i słyszałam. Byłam nasiąknięta przekonaniami, które dopiero miałam odkryć jako fałszywe, ale tymczasem budziły we mnie czasem nawet odrazę do katolików. Bóg przeprowadzał we mnie pewien proces. Stopniowo tłumaczył mi kolejne sprawy, o których miałam mylne pojęcie bądź zupełnie nie rozumiałam. Stopniowo zaczęłam rozumieć, że... nic nie rozumiem. I otwierać się. Spierałam się o wszystko co mnie denerwowało. Tak sobie z Panem Bogiem przerabialiśmy kolejne tematy, aż przyszła pewna Msza Święta, podczas której nagle pojęłam że z pełnym przekonaniem i wiarą mogę wraz z całym zgromadzeniem wypowiedzieć całe Credo. Wcześniej opuszczałam niektóre fragmenty. W tym samym momencie wypełniło mnie poczucie że jestem u siebie. Wybór wiary protestanckiej był moim własnym wyborem racjonalnym, Kościół Katolicki był wyborem Boga dla mnie.
A był to dopiero początek mojego nawracania się. Cóż, jestem opornym egzemplarzem. Pan Bóg nie miał ze mną łatwo. Potrzebne były następne lata, abym zaczęła cokolwiek rozumieć z Ewangelii. I podjąć świadomą decyzję o pójściu za Jezusem. Przełomem było Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Przyszłam na spotkanie przekonana że chodzi o jedną konferencję ;)  W rzeczywistości seminarium trwa dziesięć tygodni. Zostałam. Ukończyłam. I oddałam życie Jezusowi. 

Rafał: Co myślałem na początku? Widziałem że coś się dzieje. Karolina zaczęła chodzić do kościoła, modlić się wieczorem z dziećmi. Dewociała! Lekko mnie to przerażało. Myślałem, że jeszcze trochę i założy moher na głowę ;) Nic z tego nie rozumiałem. Postrzegałem to jako coś w rodzaju poszukiwania "grupy wsparcia", i taki wybór wydawał mi się co najmniej dziwny... Byłem pewien że to chwilowa słabość. Jednak czas mijał, a moja żona trwała na tej nowej drodze i wyglądało na to że postępuje. Stąd zacząłem podpytywać, o co właściwie chodzi i co takiego tam znajduje. W tamtym momencie zdecydowanie jednak nie zamierzałem sam iść tą drogą.

Komentarze