Walka


Każdy człowiek, który podejmuje decyzję o zostaniu chrześcijaninem, musi stoczyć swoją bitwę. Tak naprawdę walka trwa do końca, chodzi nam jednak o ten szczególny moment na początku drogi, kiedy dwa przeciwstawne światy upominają się o nas i dokonanie wyboru naprawdę nie jest łatwe. Każde z nas przechodziło to w innym momencie i na własny sposób. Nawracanie się jest procesem; jest to metanoia - zmiana myślenia. W rzeczywistości nie ma możliwości, aby człowiek własnymi siłami zmienił swoje życie o 180 stopni, porzucił trwale grzech i za nim nie tęsknił, wreszcie - nauczył się kochać. Dlatego kluczowym momentem na drodze do Boga jest przyjęcie Ducha Świętego. W Księdze Ezechiela (Ez 36, 26) Pan obiecuje: "Dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała". W rozmowie z Nikodemem Jezus wyjaśnił to tymi słowami: "Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego" (J 3,3). Każde z nas doświadczyło odrodzenia jako człowiek. Nasze serca potrzebowały operacji i Bóg tą operację przeprowadził. W niezwykle delikatny sposób, zawsze dostosowując się do naszego tempa, cierpliwie czekając kiedy się potykaliśmy, On przeprowadzał nas ze śmierci do życia. Zawsze pytając o zgodę.

Rafał: Byłem facetem, który nie wiedział o Bogu nic. Myślałem, że Chrystus to nazwisko. Mam praktyczny umysł i nie przyjmuję niczego na wiarę. Na wszystko muszą być argumenty. Nie mogłem zrozumieć, o co chodzi w tym całym chrześcijaństwie. Od czasu do czasu coś mnie przekonywało, ale za chwilę już miałem nowe pytania i wątpliwości. Przełomem był pewien sobotni wieczór. Karolina zabrała mnie na czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego. Trzeba zacząć od tego, ze uważałem te ich nocne spotkania w kościele za dziwactwo. Normalni ludzie chodzą ewentualnie na godzinę w niedzielę. Co można robić godzinami w kościele, i to w nocy??? Nie chciało mi się iść, ale poszedłem. Dla świętego spokoju. I... właśnie tam i wtedy, po raz pierwszy doświadczyłem dotknięcia mocy Bożej, które zmienia wszystko. Przez większość czasu siedziałem tam i zastanawiałem się dlaczego jeszcze  nie uciekłem. Ci ludzie naprawdę nie byli normalni. Siedząc tak, rozmyślałem stale o czymś co dręczyło moje serce. Wiedziałem, że nawet gdybym chciał, nigdy nie potrafię się zmienić i być taki jak oni. W czasie czuwania można było poprosić wspólnotę prowadzącą o modlitwę wstawienniczą. Nie bardzo rozumiałem, po co miałbym z niej korzystać, ale jednak na sam prawie koniec podszedłem. Ten moment na zawsze mnie zmienił. Dwie osoby modliły się za mnie, a ja czułem się jak głupek. Po wszystkim, gdy już odchodziłem, jedna z nich powiedziała mi coś na ucho. Była to wiadomość od Boga. Jego odpowiedź na dręczące mnie przez całe to spotkanie myśli. Tylko ja je znałem. Nikt nie mógł o nich wiedzieć, nawet moja żona. A tym bardziej nieznana mi osoba, z którą nigdy nie rozmawiałem. Byłem w kompletnym szoku. Tego nie dało się w żaden sposób wytłumaczyć. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem. On jest. I co więcej, właśnie składał mi niesamowitą obietnicę.
Po tym wydarzeniu zacząłem na poważnie szukać. Uznałem wreszcie, że "coś" w tym wszystkim jest. Nabrałem nadziei, że może i ja mogę się zmienić.
Przez całe moje życie ocierałem się o zło. Kiedy zdecydowałem, że chcę zostać chrześcijaninem, nastąpił jakiś atak, eskalacja zła w moim życiu. Właściwie mogę powiedzieć, że zacząłem jakby od tyłu: pomyślałem że skoro istnieje takie zło, to musi być też jego przeciwieństwo. Toczyłem prawdziwą walkę. Karolina powtarzała mi , że jedynym wyjściem jest oddanie życia Jezusowi. Pozwolenie Mu na to by zaczął działać w moim życiu. Drażniło mnie to gadanie! Jednak pewnego ciężkiego dnia, w akcie desperacji, zmęczony kumulacją wszystkiego krzyknąłem: "Dobrze! Jeżeli jesteś, oddaję Ci wszystko!". 
To nie było tak, że nagle wszystko zniknęło a ja obudziłem się w nowej rzeczywistości.  Ale stopniowo, stopniowo dostrzegałem zmiany i opiekę nade mną. Czułem że się zmieniam. Bóg stawiał mi na drodze ludzi, którzy wiele mi tłumaczyli. Poznałem świetnych kapłanów, nigdy wcześniej nie sądziłem że ksiądz mógłby mi w czymkolwiek pomóc. Poznawałem nowy dla mnie, prawdziwy obraz Kościoła.
Kiedyś Karolina zaproponowała mi pójście na kurs Alpha. Zlekceważyłem to. Pomyślałem że znowu coś wymyśla. Byłem zmęczony ilością pracy i obowiązków i nie chciałem sobie niczego dokładać. Kilka miesięcy później odwiedził mnie klient. W czasie rozmowy jego wzrok padł na obraz Jezusa Miłosiernego, który niedawno powiesiliśmy na ścianie. Od słowa do słowa okazało się, że również jest po nawróceniu. Zaczął opowiadać o kursie Alpha, który sam skończył i teraz posługuje w nim innym. Zapytał czy nie chciałbym przyjść. Kilka dni później wrócił z zaproszeniem. Poszedłem. Zaskoczyła mnie bezinteresowność tych ludzi. Ich gotowość na poświęcenie swojego czasu, sił i środków. Tam otworzyły mi się oczy. Przeżyłem chrzest w Duchu Świętym. Kiedy skończyłem kurs, byłem już innym człowiekiem. Stałem się wierzącym - wierzącym Bogu.

Komentarze