Uzdrawiająca moc miłości


Jak jest dzisiaj?
Chyba można ująć to tak: żyjemy pełnią życia. Żyjemy. Oddychamy.
Jesteśmy dalecy od roztaczania przed wami obrazu beztroskiej sielanki. Nie spijamy sobie z dzióbków od świtu do nocy z błogimi uśmiechami przyklejonymi do twarzy ;) Prowadzimy zupełnie normalne życie rodzinne, nie pozbawione problemów i gorszych dni. Mimo to, z całym przekonaniem twierdzimy, że jesteśmy szczęśliwi.
Co się zmieniło?
Odkryliśmy sekret udanego małżeństwa. Polega on na... życiu w trójkącie. Rzecz w tym, że nie z byle kim. Zaprosiliśmy do naszego małżeństwa Boga.
Kiedy zaczynaliśmy życie we dwoje, byliśmy wpatrzeni w siebie, by w końcu odwrócić się od siebie plecami. Teraz oboje patrzymy nie na siebie, lecz w tym samym kierunku.
W naszej hierarchii wartości wszystko było pomieszane. Kiedy ułożyliśmy to inaczej, było to tak, jakby elementy układanki wreszcie wskoczyły na właściwe miejsca i wszystko stało się harmonijne.
Na pierwszym miejscu jest Bóg.
Na drugim - małżonek.
Na trzecim - dzieci.
Dopiero potem cała reszta (praca, wspólnota, hobby, znajomi).
Dbałość o relację małżeńską - randki, czas tylko dla siebie, pielęgnacja bliskości - nie jest czasem zabieranym dzieciom, lecz  buduje w nich obraz kochających się rodziców. Paradoksalnie to w rodzinie, w której dzieci nie zajmują centralnego miejsca, zyskują poczucie bezpieczeństwa, ponieważ układ relacji jest harmonijny i zdrowy. Nie oznacza to ich zaniedbywania. Jest oczywiste, ze są sytuacje gdzie dobro i potrzeby dziecka stają się priorytetem. Spacer czy kino we dwoje bardzo często ustępuje konieczności pomocy w lekcjach albo zawiezienia na trening. Chodzi o proporcje i ogólną postawę. Jest święty czas rodziców dla siebie.
Tam gdzie jest prawdziwa miłość, nie ma miejsca na kłótnie czy ciche dni. Nie chodzi o brak różnicy zdań, czy sporów. To oczywiste, że czasami któreś z nas poniosą nerwy (jesteśmy oboje dość wybuchowi).  Gromadka dzieci, zmęczenie, różne troski, potrafią dać w kość. Jesteśmy taką trochę włoską rodziną ;) Często jest głośno. Nie jesteśmy ideałami i mamy swoje wady i słabości. Rzecz jest w czym innym: w sposobie przeżywania problemów. Jesteśmy razem i wspieramy się. Jeśli któreś z nas ma gorszy dzień i wybuchnie, zawsze potem przeprasza. Wzięliśmy sobie do serca słowa św. Pawła z Listu do Efezjan: "Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce". Pewność czystych intencji drugiej osoby i szczery szacunek wyrażany w każdej sferze życia zmienia wszystko. Pewność uczciwości drugiej osoby zmienia wszystko.
Jest kolosalna różnica w akceptacji pasji drugiej osoby i poświęcanego na nią czasu, kiedy czuje się namacalnie, że  przy całej radości jaką daje, zawsze to rodzina zajmuje pierwsze miejsce w sercu i wyborach.
Nie nosimy w sobie żalu czy buntu, nie kłócimy się, ponieważ staliśmy się uważni na swoje potrzeby, ale także na słabości, wobec których o wiele łatwiej stać się wyrozumiałym widząc dobrą wolę u małżonka i... w pokorze przyznając że sami mamy własne słabości!
Ogromne znaczenie ma transparentność w relacji. W zdrowym małżeństwie nie ma miejsca na tajemnice ani manipulacje. Nie ma przestrzeni na niedopowiedzenia i podejrzenia. Daje to niesamowitą wolność!
Ta zmiana to nie jest nasza zasługa. Nie osiągnęliśmy tego pracą ani małżeńską terapią. Uzdrowił nas Jezus Chrystus. To On wyciągnął do nas rękę w ciemności i pociągnął do światła. Dał nam nowe serca. Otworzył nam oczy. Z dwojga walczących ze sobą ludzi, wyszarpujących sobie po kawałku złudną "wolność", stworzył Małżeństwo - dwoje stało się jednym ciałem. Pokazał nam piękno jedności. Nauczył kochać. Pokazał, że miłość jest rezygnacją z siebie. Darem z siebie dla drugiej osoby.
Dostaliśmy od Niego wszystko. Za darmo. Z niewiarygodnej, czystej Miłości.
On nas ocalił.

Komentarze